MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Lębork. Burmistrz Łeby rozczarowany uniewinnieniem Rafała K. i działaniem sądu

Marcin Kapela
Marcin Kapela
Archiwum/Marcin Kapela
Na wtorkowej (08.12) rozprawie w Sądzie Rejonowym w Lęborku sędzia Natalia Jesionek uniewinniła oskarżonego Rafała K. od zarzutu groźby pozbawienia życia lub spowodowania uszkodzenia ciała wobec Andrzeja Strzechmińskiego, burmistrza Łeby. Zdaniem sądu oskarżony swoim zachowaniem nie wypełnił ustawowych znamion czynu zabronionego. Wyrok jest nieprawomocny. Burmistrz Łeby, choć rozczarowany wyrokiem, nie będzie składać od niego apelacji. Zrobiła to dzień później Prokuratura Rejonowa w Lęborku.

Proces przed Sądem Rejonowym w Lęborku rozpoczął się 21 lipca, a w ostatni wtorek (08.12) zapadł wyrok. Jak czytamy w akcie oskarżenia "Rafał K. był oskarżony o to, że 24 stycznia 2020 r. w Łebie przy Alei Św. Jakuba w sklepie Polo Market groził Andrzejowi Strzechmińskiemu pozbawieniem życia lub spowodowaniem uszkodzenia ciała, w ten sposób, że przechodząc w jego pobliżu otarł o ramię pokrzywdzonego ostrze trzymanego w prawej dłoni noża stalowego z drewnianą rękojeścią, łącznej długości około 28 cm, czym wzbudził w nim uzasadnioną obawę, że groźba będzie spełniona, tj. o czyn z art. 190 par. 1 KK".
Do zdarzenia doszło w piątek, 24 stycznia 2020 r. na terenie sklepu Polo Market w Łebie. Burmistrz Łeby w poniedziałek, 27 stycznia br. na Komendzie Powiatowej Policji w Lęborku złożył oficjalne zawiadomienie o ataku na siebie. Z końcem marca z prokuratury do Sądu Rejonowego w Lęborku skierowany został akt oskarżenia wobec 40-letniego Rafała K.
We wtorek sędzia Natalia Jesionek, bez obecności zarówno oskarżonego, jak i burmistrza Łeby, wydała wyrok.

- Pani sędzia sprawozdawca w ustnych motywach uzasadnienia wyroku wskazała, że jej zdaniem oskarżony swoim zachowaniem nie wypełnił ustawowych znamion czynu zabronionego

- mówi Katarzyna Wesołowska, prezes Sądu Rejonowego w Lęborku.

Andrzej Strzechmiński: ta sprawa odbiła się na moim zdrowiu

Andrzej Strzechmiński, burmistrz Łeby nie krył rozczarowania wyrokiem. Samorządowiec podkreślił przy tym, że sąd nie miał możliwości dokładnego sprawdzenia zajścia ze względu problemy techniczne z odtworzeniem nagrania monitoringu, a jednak dał wiarę oskarżonemu.

- Będąc na sprawie sądowi dwukrotnie nie udało się odtworzyć nagrania z monitoringu. W związku z tym sąd nie miał możliwości sprawdzenia. Tylko pokazywał mi stopklatki zrobione, czarno-białe zdjęcia

- mówi Strzechmiński, który dodaje, że .jest już zmęczony tą sprawą i nabawił się przez nią komplikacji zdrowotnych.

-Te wszystkie wrażenia, które miałem spowodowały u mnie duże komplikacje sercowe, a później jeszcze złapałem COVID, gdzie do dnia dzisiejszego nie mogę dojść do siebie

-przyznaje Strzechmiński.

- W związku z tym kolejny przypływ zbędnych emocji jest mi do niczego nie potrzebny. Powiedziałem sądowi, że więcej nie przyjadę już na żadną sprawę i prosiłbym, żeby na podstawie zebranych dowodów niezawisły sąd podjął decyzję. Dla mnie to kuriozum. Byłem dwa razy na sprawie i dwa razy nie udało się odtworzyć monitoringu.

Andrzej Strzechminski nie zamierza składać apelacji, bo jak twierdzi jest zbyt zmęczony sądową batalią[cyt. - Nie będę, bo to nie ma sensu. Przez następne dwa lata będę się ciągał po sądach. Sąd stwierdził, że nie mógł się dopatrzyć czynu zabronionego, natomiast cała sytuacja miała miejsce i dał wiarę temu, co on powiedział. On nie wie, dlaczego do mnie podszedł. Dla mnie to był nóż. Pan twierdził, że to było urządzenie do rur[/cyt] - mówi burmistrz Łeby.

Apelacje od wyroku sądu złożyła jednak prokuratura rejonowa. Tę decyzję Andrzej Strzechmiński przyjął z mieszanymi uczuciami.

- Temida jest ułomna, dlatego ma opaskę na oczach i zakryte uszy. Jestem daleki od oskarżania i krzywdzenia kogokolwiek

- mówi Strzechmiński, który podkreśla że podczas swojego urzędowania był wielokrotnie atakowany.

- W swojej historii bycia burmistrzem miałem tyle różnych przypadków zniszczenia mienia, zniszczenia samochodu, oblanie domu różnymi substancjami. Oprócz tych dwóch w tym roku, kiedy zginął Adamowicz, którzy napadli mój dom, to poddali się dobrowolnie karze. Jeden zachował się przyzwoicie, bo przyszedł i za wszystko przeprosił, a drugi uważa, że nic się nie stało. Gdyby pan K. przyszedł i powiedział: „Panie Strzechmiński, najmocniej pana przepraszam, nie wiem, co mi odbiło”, to sprawy by nie było. Ale nigdy nie przeprosił.

WYJAŚNIENIA RAFAŁA K.

Rafał K. nie przyznał się do popełnienia zarzutu. Twierdzi, że nie miał zamiaru nikogo skrzywdzić a kiedy podszedł w sklepie do Andrzeja Strzechmińskiego, w rękach nie trzymał noża, tylko centrator do rur, który własnoręcznie przerobił. Przyznał, że to narzędzie może być omyłkowo wzięte za nóż, ale nożem nie jest.

- To narzędzie rożni się od noża tym, że jest tępe i nie można wyrządzić nim takiej krzywdy, jak nożem. Nie da się go wbić, jak nóż. Osobiście przerobiłem ten nóż na narzędzie tępe.

- wyjaśniał Rafał K.
Jak zeznał, 24 stycznia 2020 r. pojechał do sklepu Polo Market w Łebie wspólnie z żoną i synem. Sam został w aucie, kiedy żona poszła zrobić zakupy. Zauważył, że w aucie brakuje papierosów, żona stoi w kolejce przy sklepowej kasie, więc wbiegł do marketu, by poprosić ją o zakup papierosów. Jak twierdzi, trzymał w rękach centrator, który w pośpiechu zabrał ze sobą do sklepu.

- Spieszyłem się i żeby mi ktoś przepuścił miejsce, klepnąłem go dwukrotnie tym narzędziem w lewe ramię

- zeznawał Rafał K.

-Ominąłem tę osobę i po około 2 metrach usłyszałem głos mówiący: „Panie Rafale, czy ten nóż to na mnie?” Słysząc to dojrzałem, że osoba, która to mówiła, to był Andrzej Strzechmiński.

Rafał K. stwierdził, że nie wiedział, kogo mija w sklepie i kiedy zobaczył Strzechmińskiego, ugięły się pod nim nogi. - Nic na to nie odpowiedziałem, tylko szybko poszedłem do kasy - zeznał Rafał K. - Przy kasie stała moja żona, a mój syn był w kiosku. Przechodząc obok kasy ekspedientka zapytała, co za narzędzie mam w ręku i po co. Kiedy to usłyszałem, zdałem sobie sprawę z tego, że mogło to źle wyglądać. Nic nie mówiąc, poszedłem szybko do auta. Wszystkie osoby będące w sklepie mogły odebrać, że ja miałem ze sobą nóż.
Zdaniem oskarżonego, również Andrzej Strzechmiński miał prawo pomyśleć, że Rafał K. trzyma nóż w rękach i mógł się przestraszyć.Jednak podkreśla, że to nie nóż trzymał w rękach i nie miał złych zamiarów

.- Ja noża nie miałem, dlatego nie przyznaję się do zarzutu. Nie chciałem zrobić panu Andrzejowi Strzechmińskiemu żadnej krzywdy

- mówił Rafał K.

- Przechodząc obok niego początkowo nie wiedziałem, że to on. Dopiero, jak odezwał się do mnie, to go rozpoznałem.

Oskarżony podkreślał, że nie miał żadnego powodu, żeby zrobić krzywdę Andrzejowi Strzechmińskiemu i żałuje tego, co się stało. Mimo pogłosek o politycznym tle ataku, Rafał K. stanowczo temu zaprzeczył.

- Nie był to żaden atak polityczny. Nie poszedłem do tego sklepu celowo, bo był tam Andrzej Strzechmiński. Nie wiedziałem, że on tam będzie i nawet nie wiedziałem, że ja tam będę. Z całego serca żałuję tego, co się stało i przy okazji przeproszę pana Andrzeja za to wynikłe nieporozumienie. Przyznaję się, że dwukrotnie dotknąłem pana Andrzeja tym przerobionym przez siebie narzędziem, ale nie chciałem nikomu wyrządzić żadnej krzywdy.

- mówi Rafał K.

Jak powiedział, ze strachu wyszedł ze sklepu i pojechał do rodziców, żeby powiedzieć im o tym, co zaszło i że jest posądzany o złe intencje, mimo był to przypadek.

Wszyscy, co mnie znają, to wiedzą, że ja bym nikogo nie skrzywdził.

- tłumaczył Rafał K., który dodawał, że po zdarzeniu wyjaśniał, że burmistrz wykorzystywał sprawę medialnie. -Dał oświadczenie na Facebooku, że został zaatakowany przez napastnika nożem w klatkę piersiową i wzywa do dialogu społecznego.[/cyt]

Po incydencie Rafał K. sam zgłosił się do komisariatu w Łebie. W swoich zeznaniach tłumaczył, że trudno mu wyjaśnić dlaczego doszło do tej sytuacji.

- Nie wiem, w co się wpakowałem. Obecnie nie ma żadnych zatargów z burmistrzem, nawet mówię mu „dzień dobry”. Nie prowadzi żadnego postępowania w urzędzie czy przetargu, które dotyczyłoby mnie.

- zeznawał Rafał K., który nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, dlaczego wszedł do sklepu z centratorem w ręku i co chciał z nim zrobić.

- Mówię sobie, wchodzę do sklepu, to schowam. W sumie to nie wiem czemu, ale później odruchowo wyjąłem centrator. Chciałem go poklepać, ale nie wiem, czy dla jaj. Nie wiem, co miałem na myśli. Bardzo źle zrobiłem.

- wyjaśniał Rafał K. podkreślając jednocześnie, że w sklepie są kamery i choćby z tego punktu widzenia nielogiczne byłoby, żeby właśnie tam dopuszczał się czynów karalnych.

- Wiem, że w takim sklepie są kamery i jak chciałbym coś zrobić, to nie w sklepie, ale nic nie chcę zrobić, nie miałem takiego zamiaru i nie mam. Nie skrzywdziłbym człowieka.

- zeznawał Rafał K. -

- Jestem bardzo szanowanym człowiekiem. Ten szacunek bardzo dużo mnie kosztował.

BURMISTRZ ŁEBY PRZESŁUCHANY W CHARAKTERZE ŚWIADKA

Andrzej Strzechmiński podtrzymywał swoje wrażenie, że Rafał K. trzymał wówczas w ręku nóż.

- Usłyszałem, że ktoś szybko wchodzi do sklepu, nie zdążyłem obrócić się w prawo i zostałem klepnięty. Wydawało mi się i dalszym ciągu wydaje mi się, że pan Rafał trzymał w dłoni nóż, klepnął mnie w prawe ramię na wysokości klatki piersiowej 2 lub 3 razy.

Andrzej Strzechmiński tłumaczył, że był całkowicie zdezorientowany i zaskoczony całą sytuacją. -Nie mogłem tego zrozumieć, przeanalizować. Pan Rafał bardzo szybko odszedł ode mnie - mówił burmistrz Łeby i dodawał, że miał obawy o swoje życie, tym bardziej, że to nie pierwsza sytuacja, w której czuł się zagrożony.

- Byłem zaskoczony całą sytuacją. Dopiero później uświadomiłem sobie, że mogło dojść do takiej sytuacji, że moje życie i zdrowie mogło być narażone na szwank.

- zeznawał Strzechmiński.

- Sprawując funkcję burmistrza miasta Łeby w zasadzie co roku spotykają mnie ze strony mieszkańców lub osób prowadzących działalność gospodarczą jakieś dziwne sytuacje. Aż jest mi przykro, bo prawie co roku przyjeżdżam do sądu z jakimś mieszkańcem. (...) W związku z tym mam prawo obawiać się o własne życie, bo te osoby zachowują się bardzo agresywnie. Dwa lata temu dwóch młodych i naćpanych mieszkańców wtargnęło na moją posesję i wyzywało mnie przed północą, grożąc mi.

Jak podaje, tylko w ciągu ostatnich trzech lat miał trzy sprawy, w których był pokrzywdzony.

- Cała sytuacja jaka panuje wokół mojej osoby od 2011 r., kiedy jestem burmistrzem, że co roku ktoś, nieznany do dnia dzisiejszego mimo olbrzymiego zaangażowania policji nie udało się ustalić kto, oblewał moje nieruchomości kwasem masłowym, były próby zniszczenia mojego mienia.

Po złożeniu wyjaśnień poprosiliśmy Andrzeja Strzechmińskiego o komentarz.

- Jestem już umęczony kolejnym spotkaniem w sądzie. Z mieszkańcem Łeby wolałbym spotkać się na kawie, na ulicy, mówiąc sobie „dzień dobry”, uśmiechać się do siebie. Chcę jednoznacznie oświadczyć. Nie było i nie ma z mojej strony jakiejkolwiek złej woli walki z mieszkańcami. Wykonuje swój mandat burmistrza miasta Łeby i muszę z całą stanowczością dbać o interesy miasta Łeby. Nie chciałbym, aby niektóre działania, a tak są odbierane, że to próba działania na szkodę mieszkańców i osób prowadzących działalność gospodarczą. Absolutnie nie. Na pierwszym miejscu stoi interes mieszkańców i miasta Łeby.

od 7 lat
Wideo

NATO na Ukrainie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Lębork. Burmistrz Łeby rozczarowany uniewinnieniem Rafała K. i działaniem sądu - Lębork Nasze Miasto

Wróć na leba.naszemiasto.pl Nasze Miasto