Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Garczegorze. Za "Saharę" wójt grozi wykonawcy sądem. Ten odpowiada: proszę bardzo

Marcin Kapela
Marcin Kapela
Trwająca trzeci rok modernizacja stadionu zwanego popularnie "Saharą" w Garczegorzu stanęła w miejscu. Wykonawca zszedł z placu budowy bez położenia trawy, co byłoby czynnością zamykającą wreszcie inwestycję. Twierdzi, że zszedł, bo wójt zakwestionował jakość jednej z warstw, która odpowiada za przepuszczalność wody. Wójt z jednej strony twierdzi, że nie zakazał wykonawcy dokończenia grubo ponad milionowej inwestycji, bo jest przecież gwarancja i ewentualna reklamacja, ale z drugiej strony ma zastrzeżenia co do spełniania swojej roli przez warstwę urodzajną po opadach deszczu i zlecił badania. Obie strony przerzucają się wynikami tychże badań. Ta sprawa była też powodem długiej, emocjonującej debaty radnych z wójtem na ostatniej sesji rady Gminy Nowa Wieś Lęborska. Rozstrzygnięcia konfliktu między wójtem a wykonawcą inwestycji nie widać, a tymczasem drużyna Aniołów Garczegorze, piłkarska wizytówka gminy Nowa Wieś Lęborska, zakończyła trzeci sezon gry - z konieczności - na obcych boiskach. Następny sezon w IV lidze piłkarze chcieliby zagrać wreszcie "w domu", ale czy jest to jeszcze możliwe?

WYKONAWCA ZSZEDŁ Z PLACU BUDOWY
Jest początek lipca, więc właśnie upływa dodatkowy termin, jaki wójt gminy dał wykonawcy na dokończenie inwestycji, a konkretnie położenie trawy z rolki. Wykonawcy nie ma jednak od kilku tygodni na placu budowy. Dlaczego?

- Trzeba byłoby zapytać pana wójta, czy ma sprecyzowane zdanie na temat tego, co jest wykonane na boisku. Żeby można było coś robić, to wykonawca musi wiedzieć, co ma robić, natomiast pan wójt pisze do nas, że nie wie, czy to, co zrobiliśmy jest dobrze zrobione, czy źle. Trudno jest kontynuować prace, jeśli ktoś nie wie, czy ten, kto odbiera, to odbierze czy nie. Gdyby to zależało ode mnie, to już dawno nie byłoby tematu i budowa byłaby zakończona. Od dawna czekam na stanowisko gminy, czy warstwa urodzajna jest zgodna z umową. Do piątku 24 czerwca miałem jeszcze maszyny w Garczegorzu. To nie jest tak, że zniknąłem. Nie mogę jednak kogoś prosić, żeby pozwolił mi skończyć a przede wszystkim, czy zapłaci, jak skończę. Boisko już zdążyło zarosnąć chwastami. Pan wójt przejął plac budowy, zmienił kłódki. Jakby chciał, żebym wrócił, to musiałby na nowo przekazać mi plac budowy

- mówi Henryk Chojnacki, Prezes Zarządu Firmy Chojnaccy Spółka z o.o., wykonawcy inwestycji w Garczegorzu.

Zdzisław Chojnacki, od października ubr. nowy wójt gminy Nowa Wieś Lęborska, w rozmowie z nami odpiera ten zarzut mówiąc, że z żadnych dokumentów nie wynika, aby gmina jako zamawiający w jakikolwiek sposób blokowała sprawy związane z zakończeniem prac przy budowie boiska.

- Nie ma ani jednego dokumentu, ani jednego pisma, ani jednego wpisu w dzienniku budowy, które ze strony zamawiającego, czyli Urzędu Gminy w Nowej Wsi Lęborskiej blokowałoby dokończenie prac. Wykonawca poinformował nas pismem, że nie będzie kontynuował prac i zszedł z budowy. Nie wiem, z jakiego powodu. Być może sytuacja wygląda tak, że pieniądze, które zostały na zakończenie budowy, przy dzisiejszych cenach mogą być niewystarczające.

Wójt snuje jeszcze dalej idące przemyślenia.

- Myślę, że wykonawca szukał jakiegoś zbiegu okoliczności, który pozwoliłby mu na przerwanie prac a ewentualnie, w efekcie końcowym na zyskanie jeszcze jakiegoś aneksu w postaci zwiększenia środków finansowych. Jesteśmy związani umową a z umowy wynikają środki finansowe i termin na zakończenie tej inwestycji. Bardzo mi zależy, żeby zakończyć tę inwestycję, ponieważ jest to przedsięwzięcie, w które zaangażowano bardzo duże środki finansowe własne, bez jakiegokolwiek dofinansowania a temat nie jest zamknięty.

PRZESUNIĘCIE PRAC
Wróćmy do jesieni ubiegłego roku. To wtedy wykonawca występuje do gminy o przełożenie dalszych prac na przyszły rok. Gmina nie robi problemu.

- W okresie późnojesiennym wykonawca zwrócił się do nas, czy uwzględniając warunki atmosferyczne, czyli brak okresu wegetacji i trawa mogłaby się nie przyjąć, zaproponował, żeby samo ułożenie trawy przenieść na okres wiosenny. Wykonawca argumentował prośbę też tym, że gdyby wjechał sprzętem z trawą, to mogłaby powstać koleiny, które miałby wpływ na murawę, uległaby deformacji

- przypomniał na czerwcowej sesji Rady Gminy wójt Zdzisław Chojnacki.

Trzeba wiedzieć, że jak mocniej popadało, to na "Saharze" piłkarze brodzili miejscami w wodzie, ale jak było sucho, to jak na betonie. Więc oprócz powiększenia wymiarów murawy, jej jakość to były priorytetowe rzeczy do poprawki. Jesienią po obfitych opadach deszczu wykonawca zauważył, że jednak woda stoi na boisku.

- Była taka sytuacja, że codziennie, przez ponad miesiąc, cały czas padało i woda rzeczywiście stała na boisku. Jesienią sam wystąpiłem do gminy z zapytaniem, czy wszystko jest tak, jak sobie zaplanowali. Czy ten zakres projektowy ich zadowala i czy ta woda jesienią na boisku nie jest częścią jakiegoś większego problemu. Ponieważ ja uważałem, że wszystkie roboty są dobrze zrobione i takie było też stanowisko inspektora nadzoru a woda stała i było mokro. Chciałem, żeby inwestor przyjrzał się wszystkiemu jeszcze raz.

W debacie na sesji wójt potwierdził, że przy opadach deszczu, mimo, że płyta była już zakończona i przygotowana do układania trawy, to namiękła i stała na niej woda.

- Wykonawca nie wiedział, dlaczego ta woda tam stoi. Boisko zaprojektowano przynajmniej w trzech warstwach, było przygotowane do ułożenia trawy a nie funkcjonowało tak, jak powinno.

Co nie przeszkodziło w tym, jak przyznaje wykonawca, że otrzymał zgodę na przesunięcie prac a na konto firmy gmina przelała zapłatę za prace wykonane do tego momentu.

- Jeszcze w ubiegłym roku dostałem zapłatę za całość wykonanych do tej pory robót, w tym za warstwę urodzajną, którą gmina teraz kwestionuje. Nie mam pretensji finansowych, że za coś mi nie zapłacono.

O to pytał wójta na sesji Marian Syldatk, przewodniczący Komisji Budżetu i Rozwoju w Radzie Gminy, brat Andrzeja, prezesa Aniołów Garczegorze.

- Za warstwę urodzajną zostało zapłacone i do ułożenia jest tylko trawa w rolce. Okazuje się, że warstwa urodzajna jest wadliwa. Jeśli jest wadliwa, to czemu zostało zapłacone?

I kontynuował:

- Zostały wydane bardzo duże pieniądze a stoimy w impasie i nic się nie dzieje. Patowa sytuacja. Co pan chce dalej z tym zrobić? Jak ogłosimy przetarg, to trzeba wskazać, czy warstwa urodzajna jest, czy nie jest przepuszczalna. I kto za to odpowie, bo to są większe pieniądze. Czy inspektor nadzoru, który nie przypilnował naszych wspólnych pieniędzy? Na to wychodzi, bo mógł to badanie zlecić przed zapłatą, ale stwierdził, że wszystko jest wykonane zgodnie ze sztuką. Czy gmina będzie to egzekwować od inspektora nadzoru?

ZAPOWIEDŹ BADAŃ
Zostało więc położenie trawy z rolki, ale pojawiły się wątpliwości. Czego dotyczyły?

- Czy ten grunt jest na tyle przesiąkliwy, żeby można było ułożyć trawę. Inspektor nadzoru dokonał wpisu w dzienniku budowy w lutym, dlaczego na boisku przygotowanym do układania trawy stoją kałuże. Na co wykonawca stwierdził, że nie wie. To wzbudziło nasze wątpliwości i dlatego zleciliśmy wykonanie badań

- uzasadnił na sesji wójt Chojnacki.

Wykonawca przytacza, że inwestor w lutym wpisał, że będzie robić badania warstwy urodzajnej.

- Ja chciałem, żeby zrobił całości. Urząd Gminy wziął rzeczoznawcę, który sporządził badania i raport, w którym zakwestionował jakość warstwy urodzajnej. Zrobiłem zastrzeżenia do tego raportu, ale nikt mi nie odpowiedział. Po moich uwagach zrobił jeszcze raz badania i ocenił, że ta warstwa nie nadaje się.

KAŻDY MA SWOJE WYNIKI BADAŃ
Do przeprowadzenia badań, notabene jak sam twierdzi za kilkanaście tysięcy zł, wykonawca wynajął akredytowane laboratorium Barg z Gdyni, laboratorium ze Środy Wielkopolskiej oraz politechniki Gdańską i Śląską.

- Wszystkie te badania potwierdziły, że warstwa urodzajna jest dobra. Przedstawiłem gminie wyniki tych badań. Gmina stwierdziła, że nie będzie uznawać wyników, tylko ma swojego rzeczoznawcę, który moim zdaniem nie zna zagadnienia, nie umie przeprowadzić badań, pisze wewnętrznie sprzeczną opinię a gmina jej nie recenzuje, tylko przyjmuje w całości

- mówi prezes Henryk Chojnacki.

Badania zlecił też Urząd Gminy.

- Inspektor zlecił badania osobie z uprawnieniami państwowymi. Wyniki były zupełnie inne niże te, które przedstawił pracownik Politechniki Gdańskiej. Z powodu różnych wyników zorganizowaliśmy wiele spotkań z inspektorem nadzoru, wykonawcą, pracownikami urzędu, żebyśmy sobie wyjaśnili sprawy. Każdy z nas chciałby, żeby tak zainwestowane olbrzymie środki służyły w przyszłości a nie zostały wyrzucone w błoto. Na spotkaniach wykonawca był pewny prawidłowego wykonania prac

- powiedział na sesji wójt Chojnacki.

Wykonawca twierdzi, że od lutego, jak puściły mrozy, woda nie stoi na boisku. Wspomina tylko o jednej sytuacji z początku czerwca, kiedy spadły 32 litry na mkw a już wieczorem czy dzień później nie było śladu wody na boisku.

- Nie ma żadnej dokumentacji, z której wynikałoby, że w tym roku woda kiedykolwiek stała na boisku.

Przy rozbieżnościach na tych badaniach nie skończyło się. Trzeciego czerwca na zlecenie gminy pracownik naukowy Politechniki Gdańskiej przeprowadził badania na przepuszczalność.

- Podjęliśmy decyzję, żeby drugie badania wykonała ta sama osoba, która w pierwszym etapie wykonała je na zlecenie wykonawcy. Wyniki wyszły różne, stąd budzi to nasze wątpliwości

- mówi wójt Chojnacki.

Wykonawca podważa metodę tych badań.

- Nie przeprowadzono ich tak, jak ja zleciłem Politechnice, czyli zbadanie wodoprzepuszczalności, filtracji. Pan wójt nakazał przeprowadzenie badania konkretnym urządzeniem, bardzo prostym, podobnym do garnka. Politechnika wystawiła opinię, że to urządzenie nie nadaje się do badania tego typu zjawisk na tych glebach.

Jak twierdzi wykonawca, zarekomendował przeprowadzenie badań innym urządzeniem.

- Bardziej skomplikowanym, ale gmina już nie chciała wykonać takich badań. Termin umowy mijał 30 maja i nie mogłem dłużej czekać na to, czy pan wójt zdecyduje się i powie, czy jest dobrze, czy źle. W sytuacji, gdzie nie zostały uznane wyniki badań dwóch politechnik i laboratoriów certyfikowanych, nie odpowiadają na pytania, nie potrafią przedstawić swojego zdania, poinformowałem gminę, że odstępuję od umowy, ponieważ nie ma możliwości dalszej współpracy, bo gmina nie jest zainteresowana skończeniem tego zadania.

Wójt podkreśla, że badania nie przeszkadzały w prowadzeniu prac przez wykonawcę.

- Niestety z końcem terminu, jaki przewidziany był w aneksie, zszedł z placu budowy wypowiadając umowę. Uważamy, że obowiązuje nas zawarta umowa i wystąpiliśmy z pismem o kontynuowanie prac. Termin określony był na miesiąc i upływa z początkiem lipca.

Do sposobu i przedmiotu wykonania badań odniósł się na sesji radny Krystian Chrzanowski.

- W wyniku badania na wniosek gminy jest dużo rzeczy, których nie można stwierdzić, ale politechnika podpisała się pod jedną, że rekomenduje się wykorzystanie infiltrometru ciśnieniowego ssącego. Wykorzystywany jest on do pomiaru nienasyconych właściwości hydraulicznych gleby, którą stanowi ułożona warstwa urodzajna ułożona na płycie boiska. Otrzymaliśmy z politechniki wynik badania z informacją, że żeby stwierdzić jednoznacznie, to trzeba wykonać badanie infiltrometrem ssącym.

Na pytanie, czy gmina zleciła badanie tą metodą, która mogłaby rozwiać wątpliwości, wójt odpowiedział:

- Infiltrometr ciśnieniowy to jest zupełnie inna metoda badania. Jeżeli wykonawca wiedział, że wszystko zrobione jest dobrze, to powinien zakończyć inwestycję. Takie badanie zostało zlecone przez wykonawcę i my je mamy, więc nie ma potrzeby zlecania drugi raz badań.

Wójt nie chce rozstrzygać, która metoda była bardziej właściwa, czy zastosowanie inifiltrometra ciśnieniowego czy dwupierścieniowego.

- Cała nasza dyskusja jest praktycznie zbędna w tym temacie. Powinniśmy odnieść się do faktów. W grudniu budowa została wstrzymana przez kierownika. Po ustaniu mrozów kierownik budowy nie dokonał wpisu, że już można układać trawę. Drugi fakt jest taki, że wykonawca sam zawnioskował o przełożenie terminu ułożenia trawy w związku z tym, że podłoże jest zbyt nasiąknięte i zakończył się okres wegetacji. Wykonawca twierdzi, że wszystkie prace wykonał prawidłowo. Zgodnie z zawartą umową wykonawca powinien kontynuować prace na wiosnę a nie kontynuował.

POZOSTAŁA DROGA SĄDOWA?
Wójt Zdzisław Chojnacki podkreśla, jak bardzo zależy mu na dokończeniu modernizacji stadionu w Garczegorzu.

- To przedsięwzięcie, w które zaangażowano bardzo duże środki finansowe własne, bez jakiegokolwiek dofinansowania a temat nie jest zamknięty. Daliśmy wykonawcy termin na zakończenie prac. Po upływie tego terminu, jeżeli wykonawca nie przystąpi do ułożenia trawy, to być może będziemy musieli skierować sprawę na drogę sądową. Myślę, że innego rozwiązania tego konfliktu, bo tak już muszę to nazwać, chyba nie będzie.

Będąc pewnym swoich racji wykonawca nie obawia się konfrontacji przed sądem.

- Chciałbym, żeby pan wójt zdecydował się, czy żąda ode mnie zwrotu pieniędzy za źle wykonane roboty, czy uznaje, że zostały dobrze wykonane i chce, żebym dokończył. Jeśli zrobiłem coś źle, to zwrócę pieniądze. Tylko trzeba mi to udowodnić.

Prezes Henryk Chojnacki dodaje:

- Bardzo bym prosił wójta, żeby podał mnie do sądu. Nie mam żadnych wątpliwości, co do swoich racji. Myśleli, że trafili na człowieka, który nie zna się na tym, co robi. Buduję boiska od 1995 roku, wybudowałem kilkaset trawiastych boisk i nie pozwolę sobie na to, żeby ktokolwiek mało wyrafinowanymi głupotami próbował wmówić błąd.

TRZY SEZONY POZA SAHARĄ
Po raz ostatni Anioły Garczegorze zagrały mecz ligowy na "Saharze" 20 czerwca 2019 r., kiedy w 37, przedostatniej kolejce IV ligi podejmowały Jantara Ustka, przegrywając 1:2. W ostatniej kolejce w Lęborku Pogoń wygrała z Aniołami 2-0, co dla zespołu prezesa Andrzeja Syldatka oznaczało spadek do klasy okręgowej. Anioły do rozgrywek w roli gospodarza przystąpiły już w Lęborku, bo stadion gminny w Garczegorzu miał zostać poddany modernizacji. Już od kilku sezonów piłkarski związek warunkowo zgadzał się na dopuszczenie tego obiektu do ligowej rywalizacji i zaplanowany remont miał to zmienić. Oprócz Lęborka Anioły rozgrywały mecze ligowe w Bożympolu Wielkim i Luzinie.

- To nie jest prywatne boisko, ale gminne. Płacimy za boiska w sąsiednich gminach i tam dojeżdżają nasi zawodnicy i kibice a przecież moglibyśmy grać u nas. Odwołaliśmy koncert z topowymi gwiazdami, który planowaliśmy na otwarcie nowego obiektu i zawody sportowe dla młodzieży. Jak tak będą prowadzone inwestycje w tej gminie, to za chwilę nie będziemy mieli nawet dla kogo grać. W tym sporze tracą tylko mieszkańcy

- komentuje sprawę Andrzej Syldatk, prezes klubu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na leba.naszemiasto.pl Nasze Miasto